sobota, 1 września 2012

[2] 'Cause I'm broken when I'm lonesome


Powietrze pachniało kwitnącymi bzami. Nienawidziła bzów.
Wiał lekki wiatr. Nienawidziła wiatru.
Słońce błyskało pomiędzy delikatnymi, płynącymi po niebie chmurami. Nienawidziła słońca, chmur i niebieskiego, czystego, radosnego nieba.
Obok niej przebiegło dziecko, śmiało się. Nienawidziła tego dziecka.
Para staruszków trzymała się za ręce. Nienawidziła ich.
Ale najbardziej z tego wszystkiego nienawidziła własnej samotności, kiedy nie miała z kim spędzić majowego popołudnia, tak pięknego jak jeszcze żadne w tym roku. Nikt nie przyniósł jej gałązki pachnącego lilaka, nikt nie odgarnął z twarzy włosów, nikt nie chronił przed słońcem cieniem swojego ciała i nikt nie splatał swoich palców z jej palcami. Była sama.
Agata była całkiem sama. Jeszcze wczoraj z dumą powiedziałaby, że za rok i cztery miesiące, na początku września, bierze ślub.
Dzień wcześniej.
Rano obudziła się obok Darka, w nozdrzach czuła zapach jego wody po goleniu, a pod palcami miłe ciepło jego skóry. Już nie spał.
- Dzień dobry - mruknęła, przeciągając się. Nie odpowiedział. Patrzył, tylko na nią patrzył.
- Mam kogoś, Agata. To koniec. Nie kocham cię.
Wstał, ubrał się i wyszedł. Zostawił ją w ich wspólnym mieszkaniu, pozwolił jej je zatrzymać. Łaskawca.
Pieprzony łaskawca o pięknych niebieskich oczach.

Usiadł obok niej, tak po prostu, bez słowa. W jego oczach dostrzegła smutek, gdy na moment spotkały się ich spojrzenia. Dużo wyższy, o ciemnej karnacji i ślicznych, brązowych tęczówkach. Przygarbiony.
- Nienawidzę słońca - odezwał się po kilku minutach dziwnej, ale nie niezręcznej ciszy. - A do niedawna mieszkałem we Włoszech. - Spojrzała na niego z lekkim zainteresowaniem.
- Dlaczego? - spytała. Na ogół nie lubiła rozmawiać z obcymi ludźmi, którzy dosiedli się do niej na ławce w parku. Ale w tamtej chwili zrobiłaby wszystko, by zapomnieć o zerwanych zaręczynach.
- Grałem tam. W klubie. W Trento. To znaczy Trydencie - wyjaśnił. Miał przyjemny, niski głos.
- Jesteś sportowcem? - zadała mu kolejne pytanie. Miała wrażenie, że mogłaby słuchać tego głosu w nieskończoność.
- Można tak powiedzieć - odparł. Spojrzał na nią, chyba po raz pierwszy z premedytacją, nie przypadkiem. Analizował jej twarz, jasną skórę pozbawioną piegów, ciemnoszare oczy, prawie czarne, falujące włosy. - Wczoraj wieczorem żona oznajmiła mi, że ma dość małżeństwa w pojedynkę, jak to określiła. Złożyła do sądu pozew. Biorę rozwód, mam trzydzieści trzy lata i żadnych szans na jakikolwiek inny związek.
- Dzisiaj rano mój narzeczony, były narzeczony, zerwał zaręczyny. Niecałe półtora roku przed ślubem. Po czterech latach. Zdradzał mnie.
Znowu zapanowała między nimi cisza. Ale teraz patrzyli na siebie, ona dużo niższa, przygryzała dolną wargę, by powstrzymać słowa, które krążyły w jej umyśle. On w końcu zaczął się lekko uśmiechać.
- Chcesz zapomnieć? - spytał łagodnie. Przełknęła z trudem ślinę. I powoli, delikatnie, pokiwała głową. Uśmiechnął się szerzej. I ona w końcu się uśmiechnęła.

Palcem przejechał po jej miękkich wargach. Uśmiechnęła się, przeczesując palcami gęste, ciemne włosy.
- Działa - stwierdziła, śmiejąc się cicho. - Całkiem niezła forma zapomnienia.
Roześmiał się.
- Przyjemna - potwierdził. Opadł na plecy, patrząc w sufit. Spoważniał, w zamyśleniu potarł zarośniętą brodę. Ona bezmyślnie położyła głowę na jego nagiej, umięśnionej klatce piersiowej, szukając pocieszenia, ciepła, jakiegokolwiek śladu miłości. Pogłaskał ją po nagim ramieniu. Zagryzła wargi. Walczyła ze łzami, widział to. Musiał jej jakoś pomóc.
Bo seks z przypadkowo poznaną osobą dobrym wyjściem nigdy nie był. Nie pomagał. Krótka chwila zapomnienia i długie godziny z wyrzutami sumienia. Nie tego potrzebowali, nie wyrzutów sumienia. Potrzebowali spokoju. Ciszy. Odrobiny miłości.
- To nie pomoże - powiedział cicho.
- Wiem - szepnęła, zamykając oczy i zagryzając wargi. Poczuł gorącą kroplę na swojej skórze. Jedna łza, której pozwoliła popłynąć.
Chciał ratować świat i chciał to ratowanie zacząć od niej. Ale wiedział, że nie mógł. Nie potrafił. I nie był odpowiednim człowiekiem.
- Powinienem już iść - stwierdził chłodnym tonem. Podniosła głowę z jego klatki piersiowej. W jej oczach koloru burzowych chmur na moment pojawiła się panika.
- Tak, powinieneś.
Wstał, ubierał się w milczeniu. Ona leżała na łóżku, wzrok miała wbity w sufit.
- Jestem Łukasz - odezwał się, stojąc w progu sypialni. - I tak niech zostanie.
- Agata.
Nawet na niego nie spojrzała. Kiedy wyszedł, pozostała cisza, jeden szmer oddechu mniej i niewyraźny zapach jego drogich perfum.

Trzy dni później znalazł ją na tej samej ławce w parku. Wpatrywała się w otwartą książkę, ale wiedział, że jej nie czytała. Bez sensu przerzucała kartki, udając, że na nikogo nie czeka.
Znowu usiadł obok niej.
- Agata - odezwał się. Zadrżała na dźwięk jego niskiego głosu.
- Sprawdziłam cię - powiedziała. - Żygadło. Siatkarz. Jesteś ode mnie starszy o dziewięć lat.
Zastanawiał się, dlaczego akurat na to zwróciła uwagę.
- Co z tego? - zapytał. Wzruszyła lekko ramionami. Jej szare oczy pociemniały lekko.
- Wydaje mi się, że mieliśmy o sobie zapomnieć - odezwała się po kilku minutach ciszy. Mężczyzna roześmiał się cicho.
- Nie wyszło - stwierdził. Znowu milczeli.
- Nie tęsknię za nim - powiedziała nagle. - Boli mnie, że mnie zostawił, ale... to upokorzenie. Nie tęsknota.
Pokiwał głową. Dziwne uczucie, kiedy patrzył w jej ciemnoszare, burzowe, trochę smutne oczy. Niedorzeczne uczucie. Ale chyba jednak prawdziwe.
- Chcesz zapomnieć? - zapytał cicho. Milczała przez chwilę, analizując młode jeszcze liście na pobliskim drzewie.
- Chciałabym pokochać - odparła niepewnie. - Kogokolwiek. Być szczęśliwą.
- Wiesz, że tego nie mogę ci dać - powiedział. W milczeniu pokiwała głową.
- Masz tylko te chwile zapomnienia - dokończyła za niego. Ciszę przerywały tylko nawołujące ptaki w opustoszałym parku. - Dobrze się z tobą milczy.
Wiedział o tym. On też lubił milczeć obok niej.
A jej włosy pachniały lawendą.

Niepewnie uśmiechnęła się do niego. Ciemnoszare oczy pojaśniały delikatnie, zaczęły błyszczeć.
- Muszę iść na trening - powiedział, spoglądając na zegarek. Jęknęła cicho, kładąc głowę na jego nagiej klatce piersiowej. Ciemne włosy przyjemnie łaskotały jego skórę.
- Już? - spytała cicho. Blask w jej oczach przygasł, a on nagle poczuł desperacką ochotę rozjarzenia tych ciemnoszarych tęczówek. Na zawsze.
Dziwne są te ludzkie uczucia. Miłość, przyjaźń. By całkowicie się rozwinęły, potrzeba miesięcy, nawet lat. Ale czasami wystarczy jedno spojrzenie, jeden dotyk, jedno słowo, i wiesz, że to się pojawi, prędzej czy później, rozkwitnie w tobie, wybuchnie z całą swoją mocą, a ty nie będziesz w stanie go zatrzymać.
- Mogę zostać jeszcze przez dziesięć minut - stwierdził. Ryzykował spóźnienie, wściekłość trenera i reszty zawodników.
Ale jej oczy znowu pojaśniały.

Tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, niemal dzień w dzień czekała na tej samej ławce, a Żygadło pojawiał się zawsze wtedy, kiedy mógł. Czekała na niego, wpatrując się w kartki codziennie tej samej książki i nie rozumiejąc ani jednego z wydrukowanych słów. Bała się przyznać do swoich uczuć, do tego, że ją od siebie uzależnił.
Potrzebowała jego niskiego głosu i ciepłych, brązowych oczu. Silnych ramion. I tego, jak niska przy nim była.
 Bez niego była rozbita, jak stłuczone lustro, odbijające mozaikę obrazów, tak ona była mozaiką sprzecznych uczuć. Tęsknota i nienawiść, pragnienie i odrzucenie, ból, ale i pewnego rodzaju radość, gdy jej spojrzenie napotykało wysoką, wysportowaną sylwetkę Żygadło.
- Agata.
Drgnęła. Widział to. Ale udawała, że jest skupiona na czytanej książce, zbyt skupiona, by podnieść oczy, piękne oczy, i spojrzeć na Łukasza.
- Porozmawiasz ze mną? - zapytał. Spojrzała na niego. Burzowe tęczówki były wyjątkowo ciemne.
- Nagle chcesz rozmawiać? - odparła pytaniem na pytanie, z nutką ironii, szczyptą nieumiejętnie skrywanego strachu.
- Wyjeżdżam na zgrupowanie - poinformował ją. Skuliła się lekko, jak przed fizycznym ciosem. W tamtym momencie bardzo chciał ją objąć. Rozjaśnić te ciemnoszare, piękne oczy.
- Na długo? - spytała cicho, wpatrując się w nierówno ułożoną kostkę na chodniku.
- Agata, ja... myślę, że powinniśmy to zakończyć. Musisz mnie zrozumieć, nawet dla sportowca ważna jest akceptacja ludzi, sympatia. Jeśli ktoś by się dowiedział...
- Byłbyś zrujnowany. - Spojrzała na niego. Ciemna szarość zmieniła się w czerń. Przygryzła dolną wargę. - Rozumiem to. Może chciałabym, żebyś był zrujnowany, ale...
- Agata... - zaczął rozpaczliwie. Chwycił jej drobne dłonie, ale wyrwała je z uścisku.
- Napisz kiedyś, Łukasz - poprosiła. Uśmiechała się do niego przez moment.
A potem uśmiech zgasł, jak światło w życiu obojga.

Udawała, że za nim nie tęskniła. Że jej nie zależało. Że nie chciała więcej chwil zapomnienia z Łukaszem.
Udawała.
Zamykała oczy i widziała jego ciemnobrązowe tęczówki, a w uszach brzmiał jej jego niski, ciepły głos. Jej ciało wciąż pokrywało się gęsią skórką na wspomnienie jego delikatnego dotyku. Cały czas czekała na tej samej ławce, mimo że sama pozwoliła mu odejść, zmusiła go do odejścia, kiedy on się zawahał. Czekała, z idiotyczną, niewytłumaczalną nadzieją w sercu, nadzieją, że się pojawi, że specjalnie dla niej przyjedzie z Rosji, że powie, że tęsknił, że będzie mogła poczuć zapach jego drogich perfum. Że powie, że kocha.
Bała się tego. Swoich nie do końca uformowanych uczuć, splątanych myśli, serca, które nie chciało być posłuszne. Bała się, bo pokochała kogoś, kogo nigdy nie powinna pokochać. Kogo nigdy więcej nie miała prawa zobaczyć.
Wieść o charytatywnym meczu reprezentacji Polski dotarła do niej przypadkiem, usłyszała rozmowę pary młodych chłopaków, kibiców. Mecz siatkarzy. Za trzy dni. W Katowicach.
Zanim świadomie podjęła tę decyzję, jej serce już wiedziało, że tam pojedzie.

Wychodzili z hali, po wygranym meczu, uśmiechnięci, wyluzowani. Grali dla chorych dzieciaków, ale czasami to bardziej ich motywowało niż wizja kolejnego medalu.
Powietrze pachniało radością kibiców, rodziców chorych i tych kilkudziesięciu osób, dla których siatkówka była całym życiem.
Ale on wyczuł w powietrzu też nikłą, inną nutę.
Zapach letnich kwiatów, słodkich czekoladek i rozpaczliwych uczuć.
Zapach znajomy, przyjemny, ale przerażający. Przerażający, bo niósł ze sobą zbyt wiele wyrzeczeń i bólu. Ale niósł też szczęście, spokój i to jedno uczucie na całe życie.
Żygadło pokochał Agatę, przez te dni, kiedy jej nie widział, prawda wreszcie do niego dotarła.
Tęsknił za nią i żałował, że wyjechał do Rosji. Że pozwolił jej pozwolić sobie odejść. Że nie wrócił, nie zareagował tak, jak powinien, kiedy powiedziała mu, że chciałaby, by był przez nią zrujnowany.
Żałował, że ją stracił. Najlepszą rzecz, jaka mu się w życiu przytrafiła. Ta filigranowa dla niego, ciemnowłosa kobieta z przeszłością. Jej ciemnoszare oczy i gładka skóra.
Mógł to wszystko mieć.
- Łukasz!
Jej głos dźwięczał mu w uszach.
- Żygadło!
Nie mógł pozbyć się jej ze swojego umysłu.
- Łukasz!!!
Spojrzał w tamtą stronę, już przekonany, że to nie jego zmęczony, stęskniony mózg. To rzeczywistość.
Stała w tłumie, z biało-czerwonym szalikiem w zaciśniętej pięści. Z błyszczącymi oczami, wyjątkowo jasnymi. I szukała wzrokiem JEGO.
Nie myślał. Nie musiał już myśleć.
Tłum, bezładna, bezmyślna masa, musiał przepychać się łokciami, ignorując zdziwione spojrzenia i nawoływania kolegów.
Musiał ją znaleźć. Musiał jej dotknąć.
Szare oczy spotkały ciemnobrązowe i oboje zrozumieli to, co sami czuli i to, co czuli nawzajem.
A pocałunek był słodki, bo miał smak zwycięstwa.

Bezpieczeństwo. Szczęście. Swojego rodzaju niepewność, ale to oboje uparcie ignorowali.
- Ludzie cię teraz znienawidzą, tak? - szepnęła, gładząc palcami skórę na jego torsie. Uśmiechnął się lekko.
- Może nie - odparł. - Może nie będzie źle. Może Igła uratuje mi tyłek jakimś swoim głupim tekstem.
- A jeśli nie? - spytała, podnosząc głowę.
Ale jej oczy nadal jaśniały, nadal była szczęśliwa, mając u boku Żygadło, mężczyznę, którego kochała.
- Nie martw się - poprosił, delikatnie targając jej i tak rozwichrzone włosy. - Będzie dobrze. Bo z tobą.
Uśmiechnęła się do niego. Naprawdę w to wierzyła.
Oboje w to wierzyli.



~*~
Bo tak. Wrzesień. Sad.
Jestem z tego wyżej całkiem dumna, momentami.