niedziela, 27 stycznia 2013

[7] Sarah


- Kiedy teraz będziesz w domu?
Odwrócił się, trzymając dłoń na klamce. W jej pytaniu wyczuł nutkę smutku, rozpaczy i gigantycznej tęsknoty, mimo że jeszcze nawet nie wyszedł z mieszkania.
Wpatrywała się w niego wielkimi, zielonymi oczami, z twarzą ukrytą częściowo za jasnobrązowymi włosami. W rozciągniętej bluzce należącej kiedyś do niego i starych szortach, ukazujących jej zgrabne nogi, wyglądała pięknie. Idealna.
Zostawił dla niej wieloletnią partnerkę, był gotów rzucić ukochany sport i rodzinny kraj, dla niej, dla dziewczyny, którą ledwie znał. Dopóki jej nie znał, uważał, że taka miłość zdarza się tylko w bajkach i komediach romantycznych. Nieprawda, rzeczywistość zdecydowała się mu zademonstrować, jak nieprzewidywalne jest życie. Jak nieprzewidywalna potrafi być miłość.
Po godzinie rozmowy z dziewczyną wiedział, że stanie się kimś specjalnym w jego życiu. Po wspólnie spędzonym wieczorze na skoczni, kiedy siedzieli na progu i rozmawiali, po raz pierwszy pomyślał, że się w niej zakochał. Następnego dnia utwierdził się w tej myśli, kiedy impulsywnie pocałowała go i uciekła. Powiedział jej to, kiedy tylko ją odnalazł, na trybunach skoczni, późnym wieczorem, w padającym z nieba śniegu.
Pokrewieństwo dusz, bliskość serc, przeznaczenie, dopóki nie spotkał tej dziewczyny, nie wierzył w te głupoty.
Po poznaniu Sarah te głupoty odnalazł w swoim własnym życiu.
W połowie Polka, w połowie Austriaczka, urodzona w Wiedniu, ale wychowana w Polsce, kochająca słowiański kraj króla Kraka. Trzy lata od niego młodsza, piękna, w jego opinii idealna.
- Będę w poniedziałek, może we wtorek nad ranem - powiedział w końcu Schlierenzauer, patrząc w oczy Sarah.
Jak można się zakochać tak mocno? Często pytał o to samego siebie, patrząc na śpiącą dziewczynę tuż obok niego, w ich przytulnym mieszkanku w Innsbrucku, do którego wprowadzili się prawie rok temu, po zakończeniu sezonu.
- Kocham cię, Gregor - szepnęła. Uśmiechnął się. Odstawił walizkę i podszedł do niej. Odgarnął włosy z delikatnej twarzy i pocałował lekko czubek nosa dziewczyny.
- Ja ciebie też kocham, Sarah - odparł. - Muszę iść. Wygrać tam te dwa konkursy i stać się najlepszym skoczkiem w historii - zaśmiał się. Nie zależało mu na wygranych tak bardzo, odkąd związał się z Sarah. Był gotów rzucić skakanie, dla niej.
- Dla mnie już jesteś najlepszym skoczkiem w historii - mruknęła. - Idź już. Nie przeciągaj.
- To ty mnie zatrzymałaś - przypomniał. Wzruszyła lekko ramionami, przeczesując palcami włosy. Uśmiechnął się lekko, patrząc na nią.

Czuła się zwyczajnie mała, zbyt mała, w tym wielkim, pustym mieszkaniu w Innsbrucku. Czasami tęskniła za Polską, za swoim ukochanym Podlasiem, językiem, który znała perfekcyjnie, dużo lepiej niż niemiecki. Tam czuła się jak w domu, w Austrii nadal była obcą osobą. Ale kochała Gregora, nie potrafiła już bez niego żyć.
Doskonale pamiętała, jak poznała go przed konkursem w Zakopanem, przed jego zwycięstwem. Sama nie wiedziała, dlaczego zgodziła się jechać z przyjaciółką na zawody, nie interesowała się skokami narciarskimi. Nie znała Schlierenzauera. Wpadła na niego przypadkiem, kiedy szukała zagubionej w tłumie przyjaciółki. Spytała go o lokalizację sektora, w którym wykupiły miejsca. Rozmawiali przez chwilę, umówili się na kawę po konkursie.
Na tej kawie wiedziała już, że mężczyzna, na którego wpadła, to młody, wybitny skoczek narciarski pochodzący spod Innsbrucka. Rozmawiali, głównie o Austrii, do której Sarah chciała kiedyś wrócić, opowiadała mu o Polsce, on jej o karierze skoczka. Wypili swoje kawy, ludzie zaczęli się nim interesować, prosić o autografy. Zaproponował pójście na skocznię.
- Wygląda magicznie, jak nie ma tam tłumu ludzi - zapewniał ją. Zgodziła się. Doskonale się czuła w jego towarzystwie. Siedzieli na progu, pod gwiazdami, rozmawiając o tysiącu błahych spraw, opowiadając sobie nawzajem historie swojego życia. Mówił jej o Sandrze, jego dziewczynie. Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy, czemu jego opowieść o pannie Stiegler dziwnie ją zabolała. Dopiero kiedy oznajmił, że musi wracać do hotelu, bo trener się wścieknie, kiedy rozstali się przy bramie Wielkiej Krokwi, zrozumiała, że chyba, chyba, zakochała się w tym skoczku.
Bała się spotkać go następnego dnia. Bała się, bo przez całą noc nie spała, rozpamiętując każde jego słowo, wspominając radosne błyski w orzechowych oczach, szeroki uśmiech i potargane, brązowe włosy. Jak mogła się zakochać, w nim, w sportowcu, którego nigdy więcej nie spotka?
Nie miała na to wpływu, to stało się wbrew jej woli.
Spotkała go pod skocznią, następnego dnia. Rozglądał się nieco bezradnie, wpatrując się w twarze tłumu. Jakby kogoś szukał. Miała cichą, zupełnie nieuzasadnioną nadzieję, że szukał właśnie jej. Podbiegła do niego, impulsywnie, nie myśląc, pocałowała go. Zakręciło jej się w głowie od dotyku jego warg na swoich ustach. Przyjemnie pachniał, miał miękką skórę i kłujący zarost. Odsunęła się od niego. Wpatrywał się w nią z zaskoczeniem, ale nie wydawał się być zły. Był... zadowolony. Z tego, co przed chwilą zrobiła.
- Sandra... - wyszeptała, przypominając sobie o jego wieloletnim związku. Nie mogła tego zrobić. Uciekła, nie poszła na konkurs, mimo że wykupiła bilety już dawno. Nie mogłaby na niego patrzeć w spokoju.
Wieczorem, po konkursie, siedziała na opustoszałej skoczni, wpatrując się w przestrzeń. Tęskniła za nim, idiotycznie, jak zakochana nastolatka. Znała go dopiero jeden dzień, to było zauroczenie, fascynacja, chemia, a jednak rozmawiali, jakby znali się od wieków, jak najlepsi przyjaciele.
Słyszała zbliżające się kroki, ale nie reagowała.
- Sarah.
Zagryzła wargi. Usiadł obok niej, patrząc na skocznię.
- Przepraszam za to wcześniej - mruknęła. Spojrzał na nią, czekając, aż odwróci wzrok i popatrzy na niego.
- Zerwę z Sandrą. Rzucę skoki. Zrobię cokolwiek, ale, Sarah, na Boga, zakochałem się w tobie jak szczeniak - wyrzucił z siebie. Powoli, stopniowo, jej twarz zaczęła się rozpogadzać.
- Cofam przeprosiny - powiedziała cicho, uśmiechając się.

Inga, jej przyjaciółka, włączyła telewizor, siadając na eleganckiej, drogiej kanapie, wybranej przez Schlierenzauera.
- Sarah, chodź, zaraz będą skakać - zawołała. Posłuchała przyjaciółki, usiadła obok niej, w dłoniach ściskając kubek z kawą. Nadal średnio interesowały ją skoki narciarskie, od sportu wolała książki. Ale musiała kibicować swojemu Gregorowi, nie wyobrażała sobie tego inaczej. Każdy weekend spędzała przed telewizorem, z zaciśniętymi kciukami, wpatrując się w ukochane, orzechowe oczy na ekranie. Lubiła, jak uśmiechał się szeroko po swoim skoku, jak był z siebie zadowolony.
- Skok po zwycięstwo - mruknęła, kiedy po raz drugi podczas tego konkursu zasiadł na belce startowej. Inga popatrzyła na nią z powątpiewaniem.
- Nie skoczy daleko - stwierdziła. Sarah milczała, wpatrując się w jego sylwetkę. Leciał, wysoko nad zeskokiem, minął linię punktu konstrukcyjnego, już wiedziała, że będzie daleko.
Dwieście czterdzieści metrów. Został już tylko Ammann. Skoczył dobrze, ale nie wystarczająco dobrze. Wygrał.
Po raz czterdziesty szósty w karierze stanął na najwyższym stopniu podium.
- Zwracam honor, Sarah - roześmiała się Inga. Pokiwała głową, lekko otępiała. Przeszedł do historii. Jej chłopak, w domu tak zwyczajny, który zawsze rozrzucał ubrania i kochał gotować, błyskawicznie zasypiał i kłócił się o drobiazgi.
Jej Gregor.
Stanął na podium, uśmiechnięty, ze łzami w oczach. Ale znała go na tyle dobrze, by wyczytać z jego twarzy lekki strach, niepewność. Zmarszczyła brwi. Schlierenzauer na ekranie sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niewielką, pomiętą karteczkę. Rozłożył ją i wyciągnął w stronę kamery, uśmiechając się prosząco.
Inga stała w drzwiach, zakładając kurtkę.
- Wyjdź za mnie Sarah - odczytała półgłosem. Sarah ukryła twarz w drżących dłoniach. Znali się od roku. Dopiero od roku.
Kochała go najbardziej na świecie i już od dawna wiedziała, że chciałaby spędzić z nim resztę swojego życia, tutaj, w Innsbrucku, w Austrii, w której powoli zaczynała odnajdywać samą siebie.
Wyjęła telefon z kieszeni i wystukała wiadomość, trzy litery, najkrótszy SMS, jaki mu kiedykolwiek wysłała.
TAK.

Wrócił do Innsbrucka w niedzielę, późnym wieczorem, prawie nocą. Po cichu wdrapał się po schodach na swoje piętro i otworzył drzwi do mieszkania. Uderzyła go cisza, bezruch, jakby Sarah nie było w domu. Postawił walizkę w przedpokoju i ruszył do sypialni, rozglądając się w poszukiwaniu ukochanej.
- Sarah? - zawołał. Znalazła się, stanęła w drzwiach łazienki, spłoszona jak dzikie zwierzę złapane w klatkę.
- Co ty tu robisz? - spytała cicho. Podszedł do niej i objął ją mocno, próbując uspokoić.
- Wróciłem wcześniej, trener mnie puścił. Kazał oświadczyć się porządnie, z pierścionkiem, na kolanach. Tylko kwiatów nie kupiłem - dodał przepraszającym tonem. Uśmiechnęła się blado, zbyt blado jak na Sarah, którą znał. - Kochanie, co się dzieje? - spytał. Odsunął się od niej o krok, ale trzymał ręce na jej ramionach, nie chcąc jej puścić, już nigdy.
- Nic, po prostu... trochę źle się czuję - mruknęła, uciekając wzrokiem w bok.
- Sarah.
Podniosła wzrok, patrząc mu prosto w oczy. Martwił się, był niemal przerażony, widziała to doskonale w jego czekoladowych tęczówkach.
- Sarah, co się do cholery dzieje? - zapytał. Przygryzła dolną wargę.
- Jestem w ciąży - mruknęła.
Odsunął się o krok, mrugając oczami. Nie wierzył.
W ciąży. Ciąża. Dziecko. Będzie ojcem. Będzie miał dziecko.
- Nie wiem, jak to się stało, Gregor, nie mam pojęcia, przepraszam - powiedziała szybko. - Przepraszam.
Podszedł do niej, pocałował ją w czubek głowy i przytulił mocno.
- Lilly Thomasa nie urodziłaby się, gdyby nie wpadka. Pierwsze dziecko Loitzla też. Syn Koflera. Po prostu jestem następny - zaśmiał się.
Spełniła jego marzenie, z którego nie zdawał sobie nawet sprawy. Pełna rodzina, mieli stać się pełną rodziną dzięki tej małej istotce rozwijającej się wewnątrz niej.
Wyjął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem i wcisnął jej go na palec, nie pytając o zgodę.
- Będziesz moją żoną, Sarah - poinformował.
Pokiwała głową, uśmiechając się.
- Będę.


~*~
Nie miałam pojęcia, jak to nazwać, więc nazwałam imieniem bohaterki.
Bohaterki bez nazwiska, dodajmy.
Nie będzie mnie gdzieś do następnego weekendu pewnie, jako że będę balować u Darge, jakby ktoś był zainteresowany.
Kacu nadchodzę.
[jestem już pełnoletnia, oh God]
I tak, wiem, nikt oprócz mnie nie lubi Schlierenzauera^^