Stoisz w gnieździe trenerskim, z chorągiewką w
zaciśniętej dłoni. Nie wziąłeś rękawiczek, jak zwykle, domyślam się, jak bardzo
musisz marznąć. Na serdecznym palcu lśni twoja obrączka. Chorągiewka powiewa na
wietrze, na belce zasiada jeden z twoich chłopaków, twój najlepszy podopieczny,
prywatnie twój przyjaciel. Szybki ruch ręką i zawodnik jedzie już w dół
rozbiegu, a ty wpatrujesz się w jego sylwetkę z zaciśniętymi ustami. Wybija się
z progu, a ty podskakujesz nerwowo. To walka, to ważne zawody, zależy ci na
jego wygranej, a wszyscy wiedzą, że ma na to szanse.
Masz ciemnobrązowe oczy i jesteś idealny.
Trenujesz kilku zawodników, ale to w tym cały twój kraj
pokłada nadzieję. Ląduje, daleko poza czerwoną linią, kilkudziesięciu kibiców
na trybunach zaczyna wymachiwać gwałtownie charakterystycznymi, kwadratowymi
flagami. Uśmiechasz się, przyjmujesz gratulacje od innych trenerów. Wygrał, już
wiecie, że wygrał. Szósty raz.
Masz piękny uśmiech, wiesz?
Twój zawodnik biega po zeskoku, macha do kamer, całuje Janę,
swoją żonę stojącą w pierwszym rzędzie. A ty? Patrzysz się na niego, ale mam
wrażenie, że szukasz wzrokiem kogoś wśród widowni. Chcę wierzyć, że szukasz
wzrokiem m n i e.
Tak bardzo chciałabym być twoją Janą, Martin.
Tak bardzo chciałabym, żebyś do mnie przybiegł, teraz, w
tej chwili, pocałował w policzki, na których przekornie namalowałam flagi
Norwegii i Polski, przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał, jak bardzo za mną
tęskniłeś przez ostatnie trzy lata.
Przecież wiesz, że jestem na każdym konkursie skoków,
oprócz Japonii. Wiesz, że kocham ten sport, wiesz, że mnie na to stać, wiesz,
że uparcie czekam, aż przerwiesz to idiotyczne milczenie i do mnie wrócisz.
Wiesz, że nigdy nie kochałam nikogo oprócz ciebie, a
tamten pocałunek nie był moją winą.
Wiesz? Wiesz to? Czy może nadal mi nie wierzysz, po
trzech latach, nadal uważasz, że to ja pocałowałam Andreasa, nie on mnie, nie
wbrew mojej woli. Uwierzysz mi wreszcie, Martin?
Przecież, do cholery, byliśmy razem szczęśliwi! Mieliśmy
wziąć ślub, ale ty nigdy nie zaczekałeś na moje wyjaśnienia. Po prostu
odszedłeś, uciekłeś, ode mnie, od problemów, od wszystkiego. Wziąłeś ślub z
prostą dziewczyną, zakochaną w tobie do szaleństwa, a mi kazałeś wynosić się z
kraju. Zrobiłam to. Zaszyłam się w Berlinie, tam mnie nikt nie znał, tam nikt nie
znał też mojej historii ani Martina Kunzle, trenera szwajcarskiej drużyny
skoków narciarskich.
Gratulujesz Simonowi, ściskasz go, śmiejecie się. Leonie
patrzy na ciebie z trybun, widzę ją, stoi niedaleko mnie, rozpromieniona, bo to
jej mąż jest tym trenerem, który poprowadził Ammanna do szóstego złota
olimpijskiego.
To ja powinnam nosić twoje nazwisko, Martin, nie ona.
Dobrze o tym wiesz. Lea Katja Kunzle brzmi o wiele lepiej niż Leonie Helga
Inler-Kunzle. Pamiętam, jak mi powtarzałeś, jak bardzo nienawidzisz imienia
Helga. Ale podobało ci się imię Leonie. Mówiłeś, że ma w sobie melodię, wesołą,
przyjemną piosenkę, lekką, zwiewną. Że to imię ma w sobie wiosnę. Tak jak ta
dziewczyna, młodsza od ciebie o dobre dziesięć lat, jasnowłosa, niebieskooka,
delikatna i zawsze radosna. Twoja Leonie. Twoja ż o n a.
Próbuję sobie wbić do głowy, że już dawno straciłam do
ciebie jakiekolwiek prawa, ale nie umiem, nie potrafię tego zaakceptować. Nadal
noszę na palcu pierścionek zaręczynowy, nadal wierzę, że do mnie wrócisz, że
będzie jak dawniej, że weźmiemy ślub i stanę się panią Kunzle. Nadal mam
nadzieję, że mi wybaczysz, że twoja miłość do mnie jest silniejsza niż
wściekłość i ból.
To wszystko wina Andreasa.
Podchodzisz do Leonie, tłum się przerzedza, jesteś
niebezpiecznie blisko mnie, ale mnie nie dostrzegasz, całujesz swoją żonę.
Chciałabym być twoją żoną, Martin. Chciałabym być twoją Leonie. Nadal mnie nie
widzisz, a ja wpatruję się w ciebie uparcie, mimo że obraz zaczyna mi się
rozmazywać. Płaczę. Kibicuję Simonowi, przecież zawsze go lubiłam, a teraz
płaczę, patrząc na ciebie, tak bliskiego, a jednocześnie tak cholernie,
boleśnie odległego. Wycieram łzy z policzków, jednocześnie niechcący rozmazując
namalowane wcześniej na nich flagi. Simon chyba mnie poznał, jego uśmiech
przygasa, przecież on musi znać przynajmniej część tej historii, może tę twoją
wersję, według której to ja pocałowałam Andreasa. Według której cię zdradziłam.
Dopiero teraz mnie dostrzegasz, w twoich ciemnych oczach błyska przerażenie.
Leonie mnie nie poznaje, może się zmieniłam, przefarbowałam włosy na kolor,
który być rudy, a wyszedł brudny kasztan. Może nie widzi już w moich oczach
tego dawnego blasku, który znała, który lśnił w tych szarych tęczówkach, kiedy
jeszcze byłam z t o b ą.
Ale ty mnie poznałeś, patrzysz na mnie niepewnie, nie
wiesz, jak masz zareagować. Szepczesz coś żonie do ucha, machasz z daleka
Ammannowi i wreszcie podchodzisz do mnie.
- Nie tutaj - mówisz cicho i chwytasz moją rękę. Masz
zimne palce, prawie lodowate. Leonie nie wie, że tobie trzeba zawsze
przypominać o rękawiczkach? Może nie wie. Ja zawsze wiedziałam.
Chowamy się przed tłumem w strefie dla zawodników,
opustoszałej, bo większość albo liże rany po zepsutym skoku, albo świętuje
dobry występ swój lub kolegów. Nawet ochroniarzy już tu nie ma.
- Co ty tu robisz? - pytasz ostro. Nie potrafię dłużej
hamować łez, zaczynam płakać, chowając twarz w dłoniach. Wyczuwam twoją
niepewność. - Lea...
Nie podnoszę głowy, nie reaguję. Tęsknię za tobą, Kunzle.
Tak cholernie za tobą tęsknię.
- Dlaczego przefarbowałaś włosy? - pytasz nagle. To
pytanie jest tak idiotycznie nie na miejscu, że przestaję szlochać. Patrzę na
ciebie, unosząc lekko brwi, jak zwykle, kiedy zadajesz głupie pytania.
Bo zakochałeś się w brunetce, a potem mnie zostawiłeś, to
pomyślałam, że może wrócisz, jak będę ruda.
- Miał wyjść rudy - mruczę pod nosem. Śmiejesz się cicho.
- Już dawno ci mówiłem, że nie nadajesz się do takich
rzeczy - stwierdzasz. Patrzę ci wyzywająco prosto w oczy. Piękne, ciemnobrązowe
oczy, takie ciepłe, zawsze takie radosne i pełne wsparcia. Ale to Leonie teraz
znajduje w nich miłość, nie ja.
- Dawno - powtarzam. - Trzy lata temu, Martin. To było
trzy lata temu, w Innsbrucku.
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym odebrałeś mi samego
siebie, Kunzle.
- Nie musiałaś mi tego przypominać - syczysz, wściekły.
Nienawiść, która wtedy wybuchła, nadal w tobie żyje.
- To nie była moja wina - mówię gwałtownie. - Nie mógłbyś
mi wreszcie uwierzyć? - pytam z irytacją. Wzdychasz cicho, odgarniając pasmo
moich włosów z twarzy.
- Problem w tym, że wierzę ci od trzech lat, Lea. - Twój
głos jest smutny i cichy, niemal szepczesz. - Nie powinienem. A wierzę.
- Kochasz mnie.
Nawet nie pytam, po prostu to stwierdzam, a ty kiwasz
głową.
- Tęsknię za twoimi czarnymi włosami - mówisz, już
pewniej. Twoja dłoń delikatnie gładzi skórę na moim policzku, masz zimne palce,
ale już mi to nawet nie przeszkadza. Najważniejsze, że to ty, blisko mnie, tuż
obok.
- Też za nimi tęsknię.
Śmiejesz się. Już zapomniałeś, jakie to uczucie,
rozmawiać ze mną? Jak zawsze śmieszą cię moje przemyślenia, moja bezradność i
mój upór?
- Za tobą też tęsknię, Martin.
Uśmiech na twojej twarzy gaśnie. Rozglądasz się w panice,
wzrokiem szukasz Leonie, ale jej tu nie ma, pewnie gratuluje Simonowi, bo to
ona teraz jest ukochaną jego najlepszego przyjaciela.
- Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego mówisz, że mnie
kochasz, po co, co ty znowu knujesz, Lea? - pytasz ostro, szybko wyrzucasz z
siebie słowa, jakbyś się bał, że ktoś ci przerwie, zabroni mówić. Robię krok w
twoją stronę, stoję niebezpiecznie blisko, ale się nie odsuwasz.
- Bo chcę, żebyś rzucił Leonie w cholerę i wrócił do mnie
- odpowiadam twardo. - Od trzech lat tego chcę, Kunzle.
Całujesz mnie, nareszcie, po trzech latach, a ja nadal
pamiętam, jak smakujesz i jak mocno pachną twoje ulubione perfumy. Nadal
używasz tych samych, mimo upływu czasu. Nie potrafię się od ciebie oderwać.
Chcę ciebie, tylko c i e b i e.
- Kocham cię - szepczesz w końcu. Splatasz swoje palce z
moimi, całujesz mnie w czubek nosa, w rozmazane flagi na moich policzkach,
przyciskasz mocno do siebie, stęskniony po tych trzech długich, samotnych
latach. Ty też byłeś samotny, mimo małżeństwa, mimo Leonie, wiernej, dobrej,
kochającej Leonie. Ciągniesz mnie gdzieś za rękę, nie opieram się, bo po co?
Oboje dobrze wiemy, czego chcemy i co za chwilę się stanie.
Mały budynek, spory stolik na środku, niewygodne krzesła
i rząd brudnych, używanych nart. Całujemy się jak opętani, oddechy zamieniają
się w parę, w domku jest zimno, ale rozgrzewamy się naszymi ciałami. Kurtki
leżą w wejściu, tuż pod zamkniętymi szczelnie drzwiami. Szwajcarska ekipa
szybko zniknęła z terenu skoczni, świętując zwycięstwo Ammanna. Nikt tu nie
przyjdzie. Nikt nas nie przyłapie. Popychasz mnie na ścianę, uderzam plecami o
czyjeś narty, przewracają się, za nimi kolejne, robiąc niesamowity hałas.
Ignorujesz to. Widzę płomień w twoich oczach. Pozbywasz się jednocześnie bluzy
i podkoszulki i wracasz do mnie, jeszcze bardziej idealny, niż kiedykolwiek
przedtem.
Czas działa na twoją korzyść, Kunzle.
Ściągasz ze mnie bluzkę, całujesz nagą skórę pokrytą
gęsią skórką. Jest zimno, ale mi to nie przeszkadza, tak długo, jak długo twoje
lodowate palce błądzą po moim ciele. Oplatam twoje biodra nogami, przytulając
się mocno do ciebie. Niesiesz mnie gdzieś, nie widzę, gdzie, nie obchodzi mnie
to.
- Tęskniłem za tobą - szepczesz mi do ucha, kładąc na tym niepasującym do
całości, sporym stoliku. Tęskniłeś za mną.
Przez trzy lata nie potrafiliśmy przestać się kochać. Nie
przestaliśmy do siebie pasować.
Ubierasz się szybko, nie patrząc na mnie. Jest mi zimno,
chciałabym, żebyś tu wrócił, na kolejną rundę, na cokolwiek, bylebyś był blisko
mnie. Bylebyś był m ó j.
- To był błąd, Lea - mówisz cicho, jakbyś próbował
przekonać sam siebie.
- To nie był błąd, Martin - odpowiadam. - Kochasz mnie. A
ja kocham ciebie. Twój ślub z Leonie to był błąd.
Kiwasz głową, zapinając kurtkę.
- To się nie powinno powtórzyć - stwierdzasz. Podchodzę
do ciebie, naga, pokryta gęsią skórką z zimna. Instynktownie zaczynasz
rozcierać moje ramiona, by choć trochę mnie ogrzać.
- Tęskniłam za tobą, Martin - mówię. Uśmiechasz się
delikatnie, ale trochę smutno.
- Nie powinniśmy.
Wychodzisz. Zostaję sama.
Ale i tak wiem, że teraz już wrócisz. I zawsze będziesz do
mnie wracał.
~*~
Na rozpoczęcie sezonu w skokach, jednopartówka.
Bo jak dziś oglądałam kwalifikacje to pokazali Martina.
Helga dla Madyny, Katja przez Summer.
Skokiskokiskoki♥
Rozpusta♥ Cam bardzo lubić rozpusta!
OdpowiedzUsuńBoziu, nigdy nie zrozumiem tego, jak możesz tak pięknie składać zdania, tak genialnie oddawać ich uczucia, pisać tak idealnie. Bo to jest idealne. Od początku do końca.
Ale przede wszystkim to jest przerażająco smutne.
Lubię smuty.
To trochę jak błędne koło. Lea kocha Martina, Martin kocha Leę, ale co z tego, jeśli Martin nie ma dość odwagi by odejść od Leonie (ojoj, nie mam zielonego pojęcia, czy nie poknociłam w imionach). Będzie musiał albo dokonać męskiej decyzji i się rozwieść albo... albo będzie ciągle zawieszony między Leą a Leonie, będzie tkwił w martwym punkcie. To smutne. Bardzo.
Helga!♥ nad życie kocham to imię.
Cam.
Ale fajne!
OdpowiedzUsuńKunzle :3 Sam seks. W Wiśle nie mogłam się napatrzeć :D Opowieść ciekawa, chociaż znając Ciebie wiedziałam od momentu, w którym Martin dostrzegł Leę, że znikną i będą uprawiać seks w jakimś kantorku, yayyy :D
Kunzle trochę pierdolnięty, że kocha swoją narzeczoną (ekchem, byłą narzeczoną) a wziął ślub z jakąś Leonie (Leonie Helgą!). Ludzie to mają problemy na własne życzenie.
KATJA <3 <3 <3 OMG, GREEN, MY BELOVED ONE <3
Helga, jaram się, bo to mój udział w tej cudownej historii, która musiała zakończyć się rozpustą, bo napisała ją osom Green, a osom Green kosia rozpustę :3
OdpowiedzUsuńi Leonie trochę (ale tylko trochę) moje.
ehehehe.
jaram się tą jednopartówką, bo napisałaś ją tak szybko, a jest taka piękna i w ogóle, TWOJA (a to wiele tłumaczy).
eh Green, aj low ju soł macz.
przepraszam za ten chłam w komentarzu, ale wiesz, że i tak Cię kocham <3
Faktyycznie coś się uwzięli na tego Kunzle. I faktycznie ma świetne oczy. I w sumie jednopartówka jest idealna, choć smutna. Wczoraj przeczytałam to, przeanalizowałam i stwierdziłam, że .... o asdfghjkl włączyłam Radio Rzeszów i był wywiad z Bartmanem.... żee przyszłości ani przeszłości nie można zmienić, że można działać tylko w teraźniejszości. Trzeba decydować tu i teraz. I nie można sobie pozwolić na żadne błędy. Nie tym razem.
OdpowiedzUsuńKocham twoje jednopartówki! Są świetne, na prawdę!
OdpowiedzUsuńJest świetna, i na prawdę odebrała mi mowę, nie mam myśli na jakiś sensowny komentarz! Jest GENIALNA TAK JAK JEJ AUTORKA!
z resztą na pewno to wiesz, co będę się powtarzać!
Czekam z niecierpliwością kiedy znów coś dodasz!
Pozdrawiam,
Metka.
because-you-loved-me.blogspot.com
Też zwróciłam uwagę na to, jak dużo pokazywali Kunzle ostatnio.
OdpowiedzUsuńW sumie nie wiem, co mam napisac, bo twój kunszt literacki mnie przeraża, Green. Naprawdę nie wiem, jakim cudem można tak wspaniale pisac. I nie pisze tego, żeby się przypodobac, co to to nie, tylko po prostu tak jest, lol.
Rzeczywiście, Martin będzie do niej wracał. Skoro zrobił to jeden raz, nic nie stoi na przeszkodzie, aby był drugi, trzeci i inny raz.
Swoją drogą, podziwiam Leę. Cały czas byc na konkursach. Każdy chciałby tak, ale wiadomo, czas, pieniądze ;P
pozdrawiam, desti ;)
[zakazane-pragnienie.blog.onet.pl]
[krotkie-historie-by-desti.blogspot.com]