Ta niewinność.
Kiedy
jesteśmy mali, cisi, nieświadomi. Niewinność, błoga niewinność, niewymuszony
uśmiech na twarzy. Spokojny sen,
pozbawiony koszmarów. Jeszcze nie wiemy, co znaczy słowo bezsenność. Jeszcze
nie wiemy, co znaczy słowo strach. Nie rozumiemy, co to ból.
Niewinność,
czystość, biel, symbole naszego dzieciństwa, nieprawdaż? Symbole tych
beztroskich lat, do których tak pragniemy potem wrócić, za wszelką cenę. Ale
nie możemy, życie nie ma przycisku przewiń. Nigdy tam nie wrócimy.
Tak
bardzo chciałabyś tam wrócić, dziewczynko, mała blondyneczko, którą tak bardzo
pokaleczył świat. Tak bardzo chciałabyś znowu być dzieckiem. Tak bardzo
chciałabyś przestać cierpieć.
Chcesz
płakać, ale w twoich oczach nie ma łez. Chcesz krzyczeć, ale w twoim gardle nie
ma dźwięku. Chcesz odetchnąć z ulgą, ale w twoich płucach brakuje powietrza.
Chcesz czuć szybsze bicie serca, ale w twoich żyłach zamiera krew.
Chcesz
umrzeć, ale w tobie już przecież nie ma życia.
Ten
ból.
Kiedy
zwijasz się pod kocem, zaciskając pięści i powieki. Tak bardzo chcesz to
skończyć. Tak bardzo chcesz, żeby to się wreszcie skończyło.
Przecież
nic ci się nie stało, dlaczego tak bardzo cierpisz? Szukasz powodu, ale
przecież go nie ma. Nikt cię nie skrzywdził. Nikt ci nic nigdy nie zrobił.
Zrobiłaś to sobie sama, blondyneczko, zabrałaś samej sobie niewinność i
zostawiłaś na pamiątkę ból. Po co?
Po co
szukasz bólu, dziewczynko?
Ból
cię uspokaja. Ten fizyczny. Wycisza cię. Zagłusza wyrzuty sumienia, bo to już
jest coś, czym można się martwić. To jest powód, by chcieć umrzeć.
Chcesz
umrzeć, bo masz dość. Bo masz osiemnaście lat i jesteś zmęczona życiem. Bo
straciłaś już nawet nadzieję, że będzie lepiej.
Czasami
dają ci ją inni ludzie, na chwilę, na sekundy, wtedy znowu zaczynasz oddychać i
chcesz się ratować, zaczynasz gwałtownie machać rękoma i nogami, by wydostać
się na powierzchnię i uchronić się od utonięcia.
Ale
po chwili przestajesz walczyć i dalej toniesz.
Pozwalasz
sobie opaść na dno i leżysz tam, skulona, z wyschniętymi łzami na policzkach.
Leżysz, bo nie masz siły się podnieść. Bo nie chcesz wstać i spróbować znowu
walczyć. Bo nie widzisz już w tej walce sensu.
Jesteś
tak beznadziejnie uzależniona od ludzi.
Bez nich
giniesz, nie istniejesz. To oni cię definiują i utrzymują przy życiu. Bez nich
już nie jesteś w stanie normalnie funkcjonować. Kiedyś tych ludzi było mnóstwo,
miałaś przyjaciół, ktoś cie kochał.
A potem
zostałaś praktycznie sama. To takie smutne, bolesne, aż mi ciebie żal,
dziewczynko. Jesteś taką biedną, małą istotką, prawda? Tak lubisz o sobie
myśleć. Że powinno ci się współczuć. Czego? Tego, co sama sobie zrobiłaś?
Zawsze
zwalasz winę na innych, mówisz, że to ludzie cię skrzywdzili, że to świat jest
zły. Że jesteś wrażliwa, a wrażliwi cierpią bardziej, bo to ich zawsze rani się
najmocniej. Że to wszystko to nie twoja wina.
Gówno
prawda, blondyneczko.
Nikt ci
nie kazał cierpieć w milczeniu, w ciszy znosić kolejne obelgi. Nikt ci nie
kazał jeść, a potem wymiotować. Nikt ci nie włożył żyletki do ręki.
Nie masz
na kogo zwalić teraz winy, księżniczko.
Więc
leżysz.
Skulona,
z zamkniętymi oczami, próbujesz oddychać, ale tlen nie daje ukojenia twoim
zniszczonym komórkom. Każda z nich krzyczy już tylko o truciznę.
A ty
podałabyś ją im już dawno, ale wciąż brakuje ci odwagi.
Wciąż
jest w tobie niewinność.
~*~
Bo tak.