To zwyczajna dziewczyna.
Najzwyklejsza w świecie.
W
dżinsach podartych na lewym kolanie i w niebieskiej koszuli w kratkę. Z
paznokciami pomalowanymi na zielono i cynicznym uśmiechem na twarzy. Ma
krótkie, ciemnobrązowe włosy, kontrastującą z nimi, jasną cerę. Jej oczy są
magiczne, duże, otoczone łańcuszkiem gęstych, czarnych rzęs. I te tęczówki.
Heterochromia, tak to się nazywa. Jej tęczówki są dwukolorowe, zielone z
zewnątrz, a w środku czekoladowe. Usta ma małe, niemalże dziecięce, ale ich
kolor to mocna, wyrazista czerwień. Na nosie widać kilka piegów, nie ukrywa ich
pod makijażem, lubi te piegi.
To zwyczajna dziewczyna. To
zwyczajna Polka.
Choć
wychowała się w mieście, tęskni za wsią, za polami, falującymi zbożami i szumem
wiatru. Za naturą. Kocha okolicę, z której pochodzi, niewielką rzekę, w której
kąpała się jako dziecko, w której nauczyła się pływać. Kocha też swoją
miejscowość. Piękny, barokowy kościół, dziurawą kostkę na rynku i porośnięty
mchem parkan wokół cmentarza luterańskiego. I kocha swój kraj, o tak burzliwej
historii, burzliwej, a mimo to pięknej, bo pełnej walki o wolność. Walki o
samych siebie.
To zwyczajna dziewczyna. I ma
zwyczajne imię.
Rodzice
przy chrzcie nazwali ją Joanna, po jakiejś świętej. Gianna Beretta Molla,
lekarka z Włoch, która zmarła, bo nie chciała usunąć zagrażającej jej życiu
ciąży. Kanonizowana przez papieża-Polaka, Jana Pawła II, w maju, kiedy kwitły
już liliowe bzy. Przyjaciele nigdy nie mówili do niej Asia, Aśka. To zwyczajnie
nie pasowało. Ona zawsze była dla nich Joanną, czasami Anną. Tylko on kiedyś
nazywał ją Asią, ale on był już przeszłością, przynajmniej dla niej.
To zwyczajna dziewczyna. Tak
zwyczajnie porzucona.
Zwyczajne
dziewczyny też się zdradza. Takie jak ona też zostają same, bez słowa
wytłumaczenia. I muszą sobie z tym radzić. I Joanna sobie radziła, najlepiej
jak mogła. Tylko w nocy płakała, czasami. W jej mieście wtedy często padał
deszcz, powietrze było wilgotne od spadających z nieba łez. Tak jak jej
poduszka, wilgotna od łez z jej oczu.
To zwyczajna dziewczyna. Zwyczajne
dziewczyny płaczą.
Ale
Joanna nie chciała się poddawać. Nie chciała pokazać innym, że czasami bywa
słaba. Zaciskała zęby i z uśmiechem szła przed siebie, ignorując ból. Przecież
on też kiedyś minie. Wszystko kiedyś mija. I miała rację. Pewnego dnia wstała z
łóżka, uśmiechając się delikatnie. I już nie cierpiała, nie musiała udawać tego
uśmiechu i maskować śladów płaczu. Wszystko kiedyś się kończy. Ból przemija.
Rany się zabliźniają. Powraca szczęście.
To zwyczajna dziewczyna. Ma
zwyczajnych przyjaciół.
Z tym
chłopakiem przyjaźniła się od przedszkola. Poznali się przypadkiem, już nawet
nie pamięta, jak. Chyba ona zrobiła pierwszy krok, ona zawsze robiła pierwszy
krok. Nie wyobrażała sobie życia bez jego przyjaźni. W szkole poznała innych,
może ich widywała częściej, ale tamten jeden przyjaciel zawsze był dla niej
najważniejszy. Tylko on potrafił bezbłędnie rozpoznać jej nastrój po tonie jej
głosu i błysku w oku. Tylko on.
To zwyczajna dziewczyna. Tak
zwyczajnie kocha.
Od
dziecka kochała książki Lucy Maud Montgomery. Uwielbiała historię rudowłosej
sieroty, Ani Shirley, jej dziecięce przygody, młodzieńcze miłości i dorosłe
życie u boku Gilberta. Nie sądziła, że podobna historia przydarzy się jej.
Myślała, że więcej się nie zakocha, nie chciała tego. A jednak, podczas kolejnej
bezsennej nocy zrozumiała, że pokochała JEGO, swojego najlepszego przyjaciela.
Była przerażona. Nie chciała niszczyć ich przyjaźni, ale nagle to jej przestało
wystarczać. Powiedziała mu.
To zwyczajna dziewczyna. Ale tak
łatwo ją zranić.
Odrzucił
ją. Nawet się nie zdziwiła. Tylko te pieczołowicie budowane zamki na lodzie
runęły, zagłuszając jej ciche wołanie o pomoc. Zamknęła swoje serce. Zmieniła
się. Już nikt nie mówił na nią „Asia”. Już na zawsze pozostała chłodną,
ostrożną Joanną. Bała się otworzyć, bała się komukolwiek
zaufać. Straciła pewność siebie, poczucie własnej wartości, gdzieś po drodze
zatraciła też to, kim była, kim chciała się stać. Nie potrafiła już mówić o
swoich uczuciach, nikomu, nigdy.
To zwyczajna dziewczyna. Tak zwyczajnie
potrzebuje przyjaciela.
Poznała
Julię. Julia była jedną z tych osób, którymi Joanna kiedyś gardziła. Ale Joanna
się zmieniła. Zaprzyjaźniła się z Julią, poznała jej sekrety, usłyszała jej
smutną, może nawet dramatyczną historię. Zrozumiała ludzi takich, jak Julia,
stała się jedną z takich osób. Nagle zaczęła odzyskiwać samą siebie, powolutku,
krok po kroku. Zaczęła pokazywać światu swoją nową twarz, prawdziwszą od tych
poprzednich. Zimną, cyniczną, okrutną.
To zwyczajna dziewczyna. Wybudowała
mur obronny wokół siebie.
Za ten
mur wpuściła tylko Julię. Były takie same, obie walczyły z demonami w ich
głowach, nawzajem wspierały się w tej walce. Julia pomogła Joannie się
otworzyć. Joanna opowiedziała jej całą swoją historię. Zrozumiała, jak łatwo
jest mówić po alkoholu. I jak łatwo jest mówić potem, jeśli już raz wszystko
się powiedziało.
To zwyczajna dziewczyna. Tylko
trochę poraniona.
Julii
mówiła o wszystkim. Opisała jej, jak chciała się zabić. Obiecała, że nigdy
tego nie zrobi. Obiecywała dużo i
prosiła o wiele obietnic. Tej jednej nocy, kiedy opowiedziała jej wszystko,
zrozumiała, jak wielki skarb znalazła. Prawdziwą przyjaciółkę. Kogoś, kto
kochał ją i jej rany, kto się o nią
troszczył, kto był gotów przybiec do jej mieszkania w środku nocy, przytulić i
powiedzieć, że wszystko się ułoży. Mało jest takich prawdziwych przyjaźni na
świecie.
To zwyczajna dziewczyna. Chciała
odzyskać wiarę w siebie.
To nawet
nie była impreza. Cztery osoby, ona, Julia, chłopak Julii i jego kuzyn, Marcin.
Marcin miał wciągnąć Joannę w rozmowę, wiedział, że jest nieśmiała. W pokoju
było zimno, ale przy Marcinie było jej ciepło. Uznanie i podziw w oczach, kiedy
na nią patrzył, skradzione jej pocałunki i dłonie błądzące po jej ciele pomogły
jej znowu uwierzyć w swoją wartość.
To zwyczajna dziewczyna. Zwyczajne
dziewczyny kochają.
Ale ona
nie chciała znowu się zakochać. Za dobrze pamiętała, jak zranił ją jej
najlepszy przyjaciel. Marcin został znajomym, przygodą jednego wieczoru, nie
miała nawet numeru jego telefonu. Ale tak było dobrze, tak było w porządku. Nie
chciała znowu kochać, bo nie chciała znowu cierpieć z miłości. Może nie była
już zwyczajną dziewczyną.
Zwyczajne dziewczyny nie próbują się
zabić.
Ale ona
nie spróbowała. Pomoc nadeszła w ostatniej chwili, ale nadeszła, wyciągnęła ją
z wody na suchy ląd, uratowała od utonięcia we własnym cierpieniu. Bała się,
bała się wszystkiego, że straci najbliższych, że ktoś ją znowu zrani. Ale nic
takiego się nie wydarzyło. Stała pewnie na suchym lądzie, trzymając dłoń Julii,
swojej najlepszej przyjaciółki, obserwując fale zabierające ich cierpienie.
To tylko
Joanna. To AŻ Joanna.
~*~
Powstało u przyjaciółki, ave.
Nie wiem, co to za cholera.
Piękna cholera, ot co <3
OdpowiedzUsuńO pięknej przyjaźni, przyjaźni, dla której warto czekać.
I o zwykłej dziewczynie, dla której życie nie było łaskawe. Ale znalazła przyjaźń, a przyjaciele są niekiedy lepsi od "miłostek".
<3
Ostatnio zastanawiam się, dlaczego u Ciebie wszyscy płaczą. Są smutni, nie patrzą za horyzont i nie widzą więcej niż wmawiają sobie, że jest. Odpowiedź znajduję tu. I wstyd mi, że kiedykolwiek się zastanawiałam. Wszystko o czym piszesz ma swoje odwzorowanie w rzeczywistości. Ale czasami woli się nie wiedzieć jaka jest prawda. Wmawia się to sobie dostatecznie długo i w końcu wierzy, nie widząc, że los tak nami kieruje. Właśnie tak. Zwyczajnie, ale sprzecznie z naszymi wyobrażeniami o świecie. Tyle z mojej strony. Twórz, bo robisz to dobrze. Dziękuję :*
OdpowiedzUsuń