Przede wszystkim był cierpliwy.
Czekał na nią przed gabinetem lekarza, machinalnie bawiąc
się sznurkami sportowej bluzy. Siedział na niewygodnym krześle, z wzrokiem
wbitym w dłonie, chude palce, wybite kilkanaście razy. Drgnął, kiedy otworzyły
się drzwi, podniósł głowę, spojrzał na nią. Schudła. Była blada.
Natychmiast wstał, stanął tuż obok, kładąc dłoń na
plecach. Był obok. Był tuż obok.
- Mała, chodź, siadaj.
Nie patrzył na lekarza, nie patrzył na towarzyszącą mu
pielęgniarkę. Całą swoją uwagę skupiał tylko na niej.
Kiedy grał, nie słyszał trybun, nie słyszał spikera,
słyszał tylko trenera, chłopaków, z którymi stał na pomarańczowym boisku,
odgłos piłki uderzającej o ręce i piszczące podeszwy. Wyłączał się na wszystko,
co niepotrzebne.
Teraz też się wyłączył, ignorował strapioną minę lekarza,
ignorował wszystko wokół. Liczyła się tylko Mała.
Zaprowadził ją do krzesełka, posadził, podał butelkę
wody, schowaną wcześniej w dużej kieszeni jego sportowej bluzy. Zmusił do
wypicia kilku łyków, pogłaskał po głowie. Wtuliła twarz w jego szyję, znacząc
mu skórę łzami. Drżała.
Przecież ona nigdy nie płakała. Znał ją od trzech lat i
nigdy wcześniej nie widział u niej łez.
Siedzieli tak kilka minut, miarowo głaskał ją po
ciemnych, krótkich włosach. Wyłączył się na otoczenie, nie słyszał, nie
rejestrował kroków lekarzy, pielęgniarek, i innych pacjentów. Liczyła się tylko
Mała.
- Rak włóknisty żołądka - powiedziała w końcu, nie
odrywając głowy od jego ramienia. - Musi jechać do onkologa, potem operacja
usunięcia całego żołądka... Jeśli przeżyje dwa miesiące po operacji, będzie
dobrze. Jeśli... - urwała, zaniosła się szlochem.
Matka Małej, gasnąca w oczach, a jeszcze niedawno tak
silna, tak pełna życia i energii. Zawsze pocieszała wszystkich, zawsze
wspierała jego Małą. Do niedawna.
Deszcz bębnił o dach szpitala, a Mała nie przestawała
płakać.
Trzymała się, uśmiechała, kiedy siedziały w fotelach i
kolejny raz oglądały jakąś starą polską komedię. Uśmiechała się do matki,
żartowała, rozmawiała z nią o wszystkim. Podziwiał ją, była tak silna, przy
niej, dla niej.
Kiedy wracali do domu, kiedy deszcz wygrywał rytm na
dachu samochodu, traciła kontrolę. Płakała, krzyczała, przeklinała. Nie może mi
jej zabrać, mówiła, patrzyła w niebo, nie możesz mi jej zabrać, przecież nas
kochasz i za nas umierasz, nie możesz nam tego zrobić. Potrzebujemy jej.
Patrzył na nią kątem oka, prowadząc samochód, zerkał niby
w boczne lusterko, a naprawdę na Małą, skuloną na siedzeniu pasażera, drżącą i
zapłakaną. Czasami zasypiała, zmęczona tym wszystkim, wtedy delikatnie brał ją
na ręce i zanosił do ich wspólnego mieszkania. Kładł na łóżku i patrzył przez
chwilę, na tusz do rzęs rozmazany na policzkach, ciemne włosy rozrzucone na
poduszce. Po cichu pakował torbę na trening, brał szybki prysznic i kładł się
obok, delikatnie gładząc miękką skórę Małej. Bo ją kochał.
Była silna, kiedy to było potrzebne. Przy nim nie musiała.
Przy nim rozpadała się na maleńkie kawałki, a on pieczołowicie składał je w
całość.
Był cierpliwy.
Czekał, oboje czekali. Na cud.
Bo przecież przyszły święta. Przecież zmartwychwstał.
Cuda muszą się zdarzać.
~*~
Przyszło sobie. Bez sensu.
O kim z siatkarzy? O każdym i o żadnym chyba. Ja mam w głowie swój typ.
Nie umiem znaleźć dobrych słów. Znam to od strony praktycznej, przynajmniej do momentu, gdzie już można przestać udawać, że się daje radę, bo akurat to nie nastąpiło i mści się do dziś. Zawsze myślałam, że najgorzej się zabrać za pisanie o tym, nie przypuszczałam, że przeczytać może być jeszcze trudniej, kiedy ktoś zrobi to tak bezbłędnie.
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie napisane, prawdziwie i okrutnie. I szkoda tylko, że w ostatnie zdanie nie wierzę.
Za wszystkie rozpieprzenia emocjonalne odwdzięczyłaś się właśnie z nawiązką.
Czasami trzeba znaleźć moment, kiedy spadają maski. I czasami trzeba się po prostu wypisać, bo myśli i strachu jest za dużo.
UsuńDziękuję
Jest to jeden z niewielu momentów, gdy nie wiem, co napisać i w jakich słowach ująć to, co chciałabym o tej historii powiedzieć. To jeden z takich przypadków, gdy coś tak mocno cię porusza , że choć chcesz wyrazić, jak dobre to było, nie znajdujesz odpowiednich określeń. Po prostu zderzasz się się z czymś tak mocnym i trudnym emocjonalnie, że pozostawia cię to z uściskiem w sercu i niepokojem w myślach. I tak właśnie było ze mną po przeczytaniu tej historii. Cóż mogę powiedzieć - chylę czoła :-)
OdpowiedzUsuńcóż mogę powiedzieć - dziękuję:)
Usuńczasami muszę się wypisać, wtedy wychodzi jak wyżej, bardzo emocjonalnie.
Nie bez sensu, to po pierwsze.
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo... kurde, piękne mi to nie pasuje, ale poniekąd takie właśnie jest. Piękne jest to, jak On wspiera Ją, jak pozwala jej być słabą, bo przecież każdy, nawet bardzo mocny człowiek, potrzebuje takiej chwili, kiedy nie musi walczyć, nie musi niczego udowadniać, może być po ludzku słaby. Jednak ważne jest mieć wtedy przy sobie kogoś, takiego Jego, które nie pozwoli za długo być Jej słabym, którzy potrzęsie za ramiona i powie dość, teraz walcz.
Ważne jest mieć człowieka, przy którym można słabość okazać. Bo przecież nie przy wszystkich...
A poza tym, mistrzowsko napisane. Jak to zawsze u Ciebie bywa. <3
Ściskam!
Dobrze mieć kogoś takiego, przy kim można się rozpaść na kawałki. Bo czasami trzeba sobie odpuścić, przestać się trzymać i być silną.
UsuńDziękuję♥